Od paru dni daje się zauważyć na łamach prasy, iż wraca po raz kolejny, temat dyslokacji Pomnika Walki i Męczeństwa.
Motto:
"To idealna propozycja. Dzięki temu na Starym Rynku zapanuje ład, pojawi się więcej przestrzeni"
Bogdan Dzakanowski
Za rok będziemy obchodzić 70 rocznicę niemieckiego najazdu na Polskę. Jak uhonorujemy pomordowanych na Starym Rynku? Czy kulminacją naszych stężonych uczuć patriotycznych będzie pomnik wstydliwie zepchnięty na ubocze? A może lepsza byłaby konstrukcja wedle patentu Michała Drzymały? Pomnik na rolkach pojawiałby się na rynku na czas patriotycznych capstrzyków, a potem spokojnie na wiele miesięcy powracałby do garażu koło fary.
Ilekroć byśmy nie dotykali tematu bydgoskiego rynku, tak długo jak będziemy retuszować historię wedle doraźnych celów i efekciarskich gustów, będzie zgrzytać !
Tylko podporządkowanie wizji rynku ponadczasowym normom aksjologicznym i estetycznym, jest warunkiem jego urbanistycznej i historycznej harmonii. Poza tym tylko wtedy zachowa on swoją symboliczną głębię, godną uwagi następnych pokoleń.
Nie ma żadnego poważnego powodu, aby dojrzali, świadomi ludzie, akceptowali demontowanie pamięci historycznej, które dokonuje się na naszych oczach. Czymże innym jest bowiem wciąż odbijający się czkawką "problem pomnika"? Tęgie głowy dumają nad tym jak połączyć zachowanie pamięci o pierwszej miejskiej egzekucji z czymś co sprawi, że rynek będzie fotogeniczny i wielkomiejski. Dziś - niespełna 69 lat po tej tragedii już relatywizuje się to wydarzenie.
Talent Mrożka przyćmiewa (cytowany we wstępie) dotychczasowy najgorliwszy obrońca pomnika Walki i Męczeństwa, który niedawno jeszcze groził: "zostało zgromadzonych ok. 10 tys. protestów mieszkańców przeciwko jakiemukolwiek przemieszczeniu pomnika i szańca", a dziś gładko stwierdza: "Za tą rzeźbą miało być zbudowane muzeum martyrologii, które stworzyłoby z nim jednolitą całość. Obiekt nigdy jednak nie powstał i pomnik nijak tutaj nie pasuje" Czytając jego słowa, ze zdrową zazdrością i szacunkiem myślę o pełnym pietyzmu stosunku do własnej przeszłości, jaki reprezentują nasi Starsi Bracia w Wierze.
Nie chcę fetyszyzować pomnika. Trafił na Stary Rynek dopiero 30 lat po wybuchu wojny, jako erzatz, niepoprawnej politycznie, zbyt "kościelnej", zachodniej pierzei. Znalazł się w mieście przypadkowo. Był przeznaczony dla bohaterów warszawskiego getta. U nas miała stanąć "Nike" Wacława Kowalika. Marzec 1968 roku sprawił, że tematyka żydowska znalazła się niełasce Gomułki. Dzięki operatywności profesora Masiaka gotowe - lecz bezużyteczne już w Warszawie dzieło, aby "się nie zmarnowało", wylądowało w Bydgoszczy. Zwycięski projekt Kowalika nie wyszedł poza ramki znaczka pocztowego. Znalazł się na nim staraniem Poczty Polskiej, która jako rozbudowana instytucja, podlegając znacznej bezwładności, nie nadążyła za zmienną myślą ówczesnych decydentów.
Wnioski:
Tylko rekonstrukcja zachodniej pierzei Starego Rynku gwarantuje trwałe przywrócenie harmonii miejscu tak silnie naznaczonym przez historię.
Ściana kamienicy dawnego Muzeum Miejskiego, ozdobiona tablicą ku czci pomordowanych i "Stygmatem ręki kapłana" - nowoczesną w formie, filigranową realizacją rzeźbiarską - oto depozyt dla następnych pokoleń bydgoszczan, godny pamięci Tych, których krew wsiąkła w bruk rynku w 1939 roku.
Dopiero wtedy nadejdzie czas, aby przenieść pomnik w odpowiednie miejsce, na przykład do Doliny Śmierci w Fordonie.
Każdy jednak musi zdecydować sam. Twarda mowa albo spłowiała pamięć.
wtorek, 29 stycznia 2008
Twarda mowa albo spłowiała pamięć
Autor:
Sebastian Malinowski
o
22:05
4
komentarze
poniedziałek, 28 stycznia 2008
1346 na youtube !
W miniony weekend Michał umieścił na youtube film Aleksandra Czepka i prezentację Sławomira Stawskiego. Pierwszy materiał ("Symulacja")to przestrzenna wizualizacja bydgoskiego Starego Rynku wzbogaconego o brakującą od 1940 roku najważniejszą ścianę zabudowy.
Prezentacja S.Stawskiego ("Zachodnia Pierzeja")to retrospektywna podróż w czasie, gdy w panoramę miasta wpisane były wieże pojezuickiego kościoła.
Oba filmy powstały z inspiracji i na zamówienie Społecznego Komitetu Rekonstrukcji Zachodniej Pierzei Starego Rynku w Bydgoszczy im. Andrzeja Szwalbe.
Skorzystajmy z okazji, aby wyrobić sobie własny pogląd na temat urody bydgoskiej starówki kiedyś i dziś.
Wkrótce zaprezentujemy film o zamieszkałym we Wrocławiu, Włodzimierzu Kałdowskim - nazywanym nieprzypadkowo Fotografem Bydgoszczy, twórcy największego archiwum fotograficznego miasta z okresu 1938 - 1946.
Autor:
Sebastian Malinowski
o
09:47
4
komentarze
sobota, 26 stycznia 2008
"Nieznanemu artyście" - Kostas Bogdanas
Wczoraj z grupą moich uczniów z klasy 2b III LO, wyrwałem się z na chwilę z neurotycznego pędu codziennego życia, aby podumać nad starym jak świat problemem niewykorzystanych talentów i niespełnionych możliwości twórczych.
Okazją do tego było odsłonięcie w sąsiedztwie Galerii Miejskej BWA, oszczędnej w formie, intrygującej kamiennej płyty z wykutą, wpisaną w okrąg dedykacją: „Nieznanemu artyście”. Tablica nie zawiera żadnego znaku świadczącego o jej autorze. Podczas skromnej uroczystości „odsłonięcia” tablicy – jej twórca - Kostas Bogdanas, znany w Europie i na świecie artysta młodego pokolenia, profesor Akademii Sztuk Pięknych w Wilnie, piękną polszczyzną wyjawił jej filozoficzne przesłanie. Tablica „Nieznanemu artyście” - to nie tylko hołd anonimowym twórcom w przeszłości i obecnie, lecz także impuls do refleksji nad sztuką, która nigdy nie powstała - „zakopanymi talentami” ludzkości – powiedział.
Warto zwrócić uwagę, że kamienna realizacja „Nieznanemu artyście” to jedyny w Polsce i drugi na świecie przykład podjęcia tego tematu. Pierwsze takie dzieło, znajduje się w Wilnie, gdzie wykonał je i ulokował także Kostas Bogdanas (na zdjęciu obok)
Dyrektor Galerii Miejskiej BWA Wacław Kuczma przypomniał, że tablica „Nieznanemu artyście” to już dziewiąta inicjatywa w ramach programu „Sztuka w mieście”, prowadzonego przez jego placówkę.
Szef BWA zapowiedział, że w tym roku czekają nas jeszcze dwa artystyczne przedsięwzięcia z tego cyklu.W lipcu odbędzie się wystawa współczesnej sztuki litewskiej, silnie nasycona malarstwem, video-artem i performancem. Kolejnym zamierzeniem Galerii Miejskiej BWA będzie wspólny projekt polsko-litewsko-estoński.Odsłonięcie tablicy nastąpiło w piątek o godz. 13.00. Gdyby nie przybycie członków Bractwa Inflanckiego w osobach Stefana Pastuszewskiego, Pawła Gąsiorowskiego,Tadeusza Borysewicza, Andrzeja Boguckiego, Adama Gajewskiego oraz piszącego te słowa, na spotkaniu z Kostasem Bogdanasem nie byłoby nikogo poza czwórką uczniów III LO, fotoreporterem, dyrektorem Wacławem Kuczmą i jego najbliższymi współpracownikami. Szkoda.
(więcej zdjęć w galerii foto)
Autor:
Sebastian Malinowski
o
11:46
6
komentarze
środa, 23 stycznia 2008
Mój kompas
Przyznaję, że słowo „blog” długo budziło moją niechęć. Rozum intensywnie podpowiadał mi skojarzenie: „grafomania”, „patologiczny egotyzm”, „adoracja własnego ego”, „kompensata niskiej samooceny”. Oczywiście doceniałem blogi z najwyższej półki. Publicystykę i felietony z salonu24, czytałem z zainteresowaniem, nawet, jeśli w szczegółach moje poglądy odbiegały daleko od przekonań autorów.
Co wpłynęło na zmianę mojego nastawienia do blogowych popisów? Moda? Próżna sława? Misja? Nie. Nie zdołała mnie uwieść żadna z tych pokus . Po prostu możliwości jakie oferuje współczesna technologia skłoniła mnie do próby stworzenia przestrzeni spotkań ludzi o podobnych zainteresowaniach. Do nich adresuję moje myśli ubrane w elektroniczne impulsy, z radością witając nadchodzące „z drugiej strony” komentarze. Ot i wszystko.
Niedawno, prawie równo miesiąc po opublikowaniu przeze mnie pierwszego posta, na łamach Expressu Bydgoskiego pojawił się, artykuł poświęcony niniejszemu blogowi, pióra Jarosława Jakubowskiego - redaktora, poety i …Ulicznego Sprzedawcy Owoców - twórcy bloga o tej nazwie. W jakimś sensie to résumé mojej dotychczasowej internetowej aktywności.
Dokąd mnie zawiodą blogowe wertepy? Wspólnie się przekonamy. Mój kompas niezmiennie wskazuje mi kierunek dla 1346.bydgoszcz.pl.
Jest nim moje miasto i życie jego mieszkańców w przeszłości i obecnie.
Autor:
Sebastian Malinowski
o
23:59
0
komentarze
poniedziałek, 21 stycznia 2008
Nie ma Kujaw bez Żuław !
- Jak to zwykł wołać Oskar Kolberg, przestrzegając nieuków.
Mówiąc o "żuławach" miał na myśli Kujawy nadwiślańskie, od ujścia Tążyny do ujścia Wdy.
Miarą kryzysu tożsamości bydgoszczan jest fakt, iż wielu z nas w ogóle nie uświadamia sobie tego, że Bydgoszcz od XI wieku jest wrośnięta w przestrzeń historycznych Kujaw.W efekcie nie dziwi, że w odbiorze ogólnopolskim miasto nie ma wyrazistego zakorzenienia regionalnego.
W Inowrocławiu i we Włocławku nie jest postrzegane jako kujawskie, a w Trójmieście wcale nie uznawane za pomorskie. Z rzadka za to pojawia się koncepcja, iż Bydgoszcz leży w Wielkopolsce, choć z punktu widzenia dziejów miasta w latach 1815 – 1938 taki pogląd jest mniej niedorzeczny niż pomeranizacja („spomorszczenie”) miasta.
Proces zatraty kujawskiej tożsamości miasta rozpoczął sie z chwilą włączenia go do monarchii pruskiej w 1772 roku. Ceną za intensywny rozwój gospodarczy, komunikacyjny administracyjny i demograficzny, była germanizacja i zatarcie wielowiekowych tradycji.
Po odzyskaniu niepodległości w 1920 roku w Bydgoszczy, nikt nie upomniał się o historyczną markę miasta. Miejsce Niemców, którzy w większości wyjechali z miasta zajęli polscy „ludzie nowi”, którzy z braku wiedzy lub woli nie sięgali do przedrozbiorowych kujawskich korzeni Bydgoszczy.
Topornie lansowana pomorskość miasta rozpoczęła się od 1 kwietnia 1938 roku, gdy decyzją władz centralnych utworzono województwo pomorskie, obejmujące teren od Helu po okolice Włocławka - z siedzibą w Toruniu.
Po 1945 r. Bydgoszcz po raz trzeci była sceną potężnej migracji „ludzi nowych”. I wtedy zabrakło głosu lokalnych elit, które wyperswadowałyby władzom ahistoryczną koncepcję pomorskości Bydgoszczy, od 1945 r. stolicy województwa o tej nazwie.
Zagłuszanie przedrozbiorowej przynależności Bydgoszczy do Kujaw, nieliczne, ale dotkliwe zniszczenia wojenne i powojenne oraz "wędrówki ludów", sprawiły, że do dziś w opinii ludzi stąd i z zewnątrz Bydgoszcz jawi się jako miasto bez wyrazistej, osadzonej historycznie, identyfikacji.
A przecież chaos pojęciowy powinien już dawno zastąpić czytelny przekaz uczonego Kolberga: "Nie ma Kujaw bez Żuław"!
Autor:
Sebastian Malinowski
o
23:58
8
komentarze
niedziela, 20 stycznia 2008
Rocznica powrotu do Macierzy i kaszkiet bydgoskiego gazeciarza
Nazajutrz po formalnym przekazaniu władzy administracyjnej przez burmistrza Hugo Wolffa prezydentowi komisarycznemu Janowi Maciaszkowi, 20 stycznia 1920 we wtorek w Bydgoszczy panowało poruszenie. Od rana wszyscy wyczekiwali armii polskiej. Na Nowym Rynku uwijali się porządkowi i komisja przyjęcia wojsk. Z uwagi na odświętność tego dnia, sklepy i kramy zamknięto. Pracowali tylko drukarze i kupcy handlujący żywnością. Domy były przystrojone. Po wymarszu niemieckiej załogi wojskowej około godziny 10.00 załopotały flagi narodowe. Od godziny 10.00 na Starym Rynku (Placu Fryderykowskim) zbierały się delegacje towarzystw ze sztandarami, koła śpiewacze i korporacje kościelne oraz władze miasta. Wszyscy podążający na to miejsce musieli posiadać ostemplowane legitymacje Rady Ludowej. Dzieci i młodzież szkolna zebrały się na Placu Poznańskim, skąd pod opieką nauczycieli podążyli ku koszarom dragońskim.
Na rogatkach miasta u wylotu ul. Szubińskiej czekali ze sztandarami członkowie stowarzyszeń. Wreszcie przywitali oddział saperów ppłk Witolda Butlera. W tym czasie ulicą Kujawską wkroczył do Bydgoszczy 6 pułk strzelców wielkopolskich pod dowództwem Bernarda Świńskiego. Ich wspólny pochód na Stary Rynek przerodził się w manifestację patriotyczną.
Wśród rozentuzjazmowanych bydgoszczan biegali, a raczej „przebijali się” ubrani w jodełkowe płaszcze i przaśne kaszkiety gazeciarze, drąc się na całe gardło: dziennik bydgoski !!!, dziennik bydgoski !!!
Atmosferę i nastrój 20 stycznia 1920, dziś starali się oddać „gazeciarze” ochotnicy – w osobach 6 uczniów III Liceum Ogólnokształcącego. (więcej foto w galerii)
Przykuwając uwagę przechodniów swym nieco archaicznym ubiorem, nawołując do czytania, rozdali w centrum miasta
ponad 3 000 egzemplarzy bezcennego reprintu „Dziennika Bydgoskiego” sprzed 88 lat. Realizację tej pożytecznej akcji sfinansował Wydział Kultury Urzędu Miasta. Z całą pewnością było warto.
Autor:
Sebastian Malinowski
o
15:46
1 komentarze
sobota, 19 stycznia 2008
Klucz do Bydgoszczy
88 lat temu nad Bydgoszczą unosił się duch święta, oczekiwania i tajemnicy. Polacy z niecierpliwością wyglądali dnia ratyfikacji traktatu wersalskiego, by odrodzona po latach zaborów Rzeczpospolita, objęła wreszcie w posiadanie Wielkopolskę, Kujawy i Pomorze.
Od początku stycznia 1920 roku „Dziennik Bydgoski” mobilizował polskich czytelników do przezornego zaopatrywania się w biało-czerwone flagi, proporce oraz emblamaty z orłami i orzełkami. Kupcy zacierali ręce, gorączkowo, choć nie bez dostojeństwa, liczyli wpływy z handlu patriotycznymi akcydensami. Nawet sprzedawcy fajerwerków, popularnie określanych mianem „ogni bengalskich”, cieszyli się, że mimo, iż ucichły zabawy sylwestrowe, będzie okazja, żeby uradować widownię świetlnymi refleksami i przy okazji zasilić portfele świeżą gotowizną.
Nie wszystkim było jednak do śmiechu. Niemiecka większość bydgoskiego mieszczaństwa, z niepokojem spoglądała w niewiadomą przyszłość. Już wybuch wojny w 1914 popsuł szyki, tym, którzy zaczęli wznosić nowe kamienice i obiekty przemysłowe. Czekano na wynik wojny. Roboty generalnie stanęły. Teraz świadomość nieuchronności politycznych rozstrzygnięć zaczęła docierać coraz szerzej w kręgi niemieckich urzędników, nauczycieli, rzemieślników, wojskowych i tych, którzy żyli z interesów finansowych.
Czując na plecach "oddech" nowej władzy, niektórzy niemieccy bydgoszczanie przezornie publikowali w prasie ogłoszenia, grożąc sankcjami każdemu, kto pomówi ich o antypolskie psikusy.Gazety wypełniały coraz to nowe zarządzenia i komunikaty. A to, że zakazuje się przebywania w pobliżu dworca kolejowego osobom postronnym, albo ostrzeżenie o złodziejach, którzy mogą grasować podczas oficjalnych uroczystości powitania wojska polskiego, gdy część bydgoszczan pozostawi swe mieszkania bez opieki.
Wreszcie nadszedł ten dzień, oczekiwany z niecierpliwością i tłumionym entuzjazmem.
Wymarzony, wymodlony, wyrastający z cierpienia i poświęcenia wielu bezimienych bohaterów, akt powrotu Bydgoszczy w granice odradzającej się Rzeczypospolitej, nastąpił równo 88 lat temu, 19 stycznia 1920 r. Był to poniedziałek.
Ceremonia rozpoczęła się o godz. 18.00 w Sali posiedzeń Rady Miasta w gmachu ratusza.
Wszyscy niemieccy członkowie Rady i Magistratu stawili się we frakach i białych krawatach.
Prawowite władze polskie reprezentowała 10-osobowa delegacja, w następującym składzie:
mecenas Jan Maciaszek - generalny komisarz rządu polskiego,
mecenas Melchior Wierzbicki – komisarz Naczelnej Rady Ludowej na okręg nadnotecki
dr Jan Biziel – prezes Rady Ludowej na miasto Bydgoszcz
Stanisław Niesiołowski – starosta powiatu bydgoskiego,
Redaktor Jan Teska – wydawca „Dziennika Bydgoskiego” - sekretarz Rady Ludowej
oraz
Antoni Czarnecki – organizator polskich związków zawodowych,
ksiądz Jan Filipiak,
Mieczysław Chłapowski – ziemianin,
Władysław Kużaj, aptekarz
Józef Milchert, kupiec – skarbnik Rady Ludowej.
Pierwszy zabrał głos, dotychczasowy gospodarz miasta, niemiecki burmistrz Hugo Wolff, który powitał zebranych i wygłosił oświadczenie:
„Niemieccy obywatele Bydgoszczy lojalnie się do nowych warunków zastosują, wiernie swe obowiązki jako nowi obywatele państwa polskiego spełniac i swoją współpracą dalszy rozwój i pomyślność miasta popierać będą. Wobec tego wyrażam moje usilne przekonanie i nadzieję, że niemieccy mieszkańcy Bydgoszczy doznawać będą i ze strony polskich władz im się słusznie należącej opieki i uznania, jeżeli obowiązki swe obywatelskie wypełniać będą i że z powodów dawniejszej ich przynależności do niemieckiej ojczyzny żadna krzywda im się nie stanie, bądź to w kwestiach politycznych lub ekonomicznych”
po czym wręczył mecenasowi Maciaszkowi klucz do miasta, starannie ułożony na atłasowej poduszce – swoiste insygnium władzy nad Bydgoszczą.
Odebrawszy cenny symbol, Maciaszek zabrał głos, kierując do niemieckich radnych zapewnienie:
„Panowie przekonani możecie być o tem, że rząd polski wszelkiemi (pisownia oryginalna) siłami starać się będzie nie tylko o podtrzymanie dobrobytu, handlu i przemysłu, jako i kulturalnego rozwoju naszego pięknego grodu, ale że dołoży wszelkich wysiłków, aby go jak najbardziej rozwinąć […] Polska nie ma najmniejszego powodu nie zastosowywać względem swych nowych obywateli zasady tolerancji, które do najpiękniejszych zalet naszych dawnych dziejów należą, o czem przede wszystkim założenie naszego miasta świadczy. Oby się miasto i jego mieszkańcy pod nowemi rządami zawsze czuło jak najszczęśliwiej, aby miasto nasze doszło do największego rozkwitu. Tak nam dopomóż Bóg !”
Po tym jak padły te historyczne słowa komisarz Melchior Wierzbicki w imieniu rządu Rzeczypospolitej Polskiej, wręczył niemieckiemu prezesowi Rady Miejskiej nominację Maciaszka na komisarycznego prezydenta Bydgoszczy. Od tego momentu formalnie Hugo Wolff przestał sprawować władzę.
Na koniec Hugo Wolff, radcy Magistratu i przedstawiciele Rady, złożyli podpisy pod protokołem przekazania miasta Janowi Maciaszkowi - Generalnemu Komisarzowi Rządu Polskiego.Spełniło się żarliwe pragnienie pięciu pokoleń Polaków. Klucz do Miasta znalazł się w polskich rękach.
Autor:
Sebastian Malinowski
o
23:56
1 komentarze