wtorek, 29 stycznia 2008

Twarda mowa albo spłowiała pamięć

Od paru dni daje się zauważyć na łamach prasy, iż wraca po raz kolejny, temat dyslokacji Pomnika Walki i Męczeństwa.

Motto:
"To idealna propozycja. Dzięki temu na Starym Rynku zapanuje ład, pojawi się więcej przestrzeni"
Bogdan Dzakanowski

Za rok będziemy obchodzić 70 rocznicę niemieckiego najazdu na Polskę. Jak uhonorujemy pomordowanych na Starym Rynku? Czy kulminacją naszych stężonych uczuć patriotycznych będzie pomnik wstydliwie zepchnięty na ubocze? A może lepsza byłaby konstrukcja wedle patentu Michała Drzymały? Pomnik na rolkach pojawiałby się na rynku na czas patriotycznych capstrzyków, a potem spokojnie na wiele miesięcy powracałby do garażu koło fary.

Ilekroć byśmy nie dotykali tematu bydgoskiego rynku, tak długo jak będziemy retuszować historię wedle doraźnych celów i efekciarskich gustów, będzie zgrzytać !
Tylko podporządkowanie wizji rynku ponadczasowym normom aksjologicznym i estetycznym, jest warunkiem jego urbanistycznej i historycznej harmonii. Poza tym tylko wtedy zachowa on swoją symboliczną głębię, godną uwagi następnych pokoleń.

Nie ma żadnego poważnego powodu, aby dojrzali, świadomi ludzie, akceptowali demontowanie pamięci historycznej, które dokonuje się na naszych oczach. Czymże innym jest bowiem wciąż odbijający się czkawką "problem pomnika"? Tęgie głowy dumają nad tym jak połączyć zachowanie pamięci o pierwszej miejskiej egzekucji z czymś co sprawi, że rynek będzie fotogeniczny i wielkomiejski. Dziś - niespełna 69 lat po tej tragedii już relatywizuje się to wydarzenie.

Talent Mrożka przyćmiewa (cytowany we wstępie) dotychczasowy najgorliwszy obrońca pomnika Walki i Męczeństwa, który niedawno jeszcze groził: "zostało zgromadzonych ok. 10 tys. protestów mieszkańców przeciwko jakiemukolwiek przemieszczeniu pomnika i szańca", a dziś gładko stwierdza: "Za tą rzeźbą miało być zbudowane muzeum martyrologii, które stworzyłoby z nim jednolitą całość. Obiekt nigdy jednak nie powstał i pomnik nijak tutaj nie pasuje" Czytając jego słowa, ze zdrową zazdrością i szacunkiem myślę o pełnym pietyzmu stosunku do własnej przeszłości, jaki reprezentują nasi Starsi Bracia w Wierze.

Nie chcę fetyszyzować pomnika. Trafił na Stary Rynek dopiero 30 lat po wybuchu wojny, jako erzatz, niepoprawnej politycznie, zbyt "kościelnej", zachodniej pierzei. Znalazł się w mieście przypadkowo. Był przeznaczony dla bohaterów warszawskiego getta. U nas miała stanąć "Nike" Wacława Kowalika. Marzec 1968 roku sprawił, że tematyka żydowska znalazła się niełasce Gomułki. Dzięki operatywności profesora Masiaka gotowe - lecz bezużyteczne już w Warszawie dzieło, aby "się nie zmarnowało", wylądowało w Bydgoszczy. Zwycięski projekt Kowalika nie wyszedł poza ramki znaczka pocztowego. Znalazł się na nim staraniem Poczty Polskiej, która jako rozbudowana instytucja, podlegając znacznej bezwładności, nie nadążyła za zmienną myślą ówczesnych decydentów.

Wnioski:
Tylko rekonstrukcja zachodniej pierzei Starego Rynku gwarantuje trwałe przywrócenie harmonii miejscu tak silnie naznaczonym przez historię.
Ściana kamienicy dawnego Muzeum Miejskiego, ozdobiona tablicą ku czci pomordowanych i "Stygmatem ręki kapłana" - nowoczesną w formie, filigranową realizacją rzeźbiarską - oto depozyt dla następnych pokoleń bydgoszczan, godny pamięci Tych, których krew wsiąkła w bruk rynku w 1939 roku.
Dopiero wtedy nadejdzie czas, aby przenieść pomnik w odpowiednie miejsce, na przykład do Doliny Śmierci w Fordonie.
Każdy jednak musi zdecydować sam. Twarda mowa albo spłowiała pamięć.