Własnie mija tydzien od śmierci Sebastiana. Pomimo tego czasu, pomimo pogrzebu, rozmów z rodzina i kolejnych 11 monotonnych godzin spedzonych na autostradach wracając z Bydgoszczy, wciąż nie moge w to uwierzyć.
Z Sebastianem znałem się od kiedy pamiętam. W 1978 roku rozkręcił mnie na obrotowym fotelu w korytarzu jego mieszkania na bydgoskim Błoniu, kiedy nasi rodzice cieszyli się z urodzin jego brata Tomasza. Poznałem wtedy fenomen "kręcenia się w głowie", a pamiatkę w postaci blizny na czole mogę oglądać do dziś każdego ranka w lustrze. Potem były wszystkie święta, urodziny, lot samolotem nad Bydgoszczą w dzień dziecka 1980, dzień bez teleranka - 13 grudnia 1981 u naszej Babci na kanapie, i tak dalej i tak dalej. Setki wspomnień: "Związek tropicieli", "Spółdzielnia szachowa", modelarnia, wypady do kina, nocne opowieści przy szachach i fascynacja grami komputerowymi na C64. Kiedy Sebastian zaczął interesować sie historia, od niego
właśnie gdzieś w 86 dowiedziałem sie o Katyniu, a potem z nim stałem w tłumie na placu gdzie dziś stoi hotel City, kiedy Lech Wałesa odwiedził Bydgoszcz przed wyborami w 1989. Pózniej byly studia (niezapominiane Torunskie juwenalia '93), wesela, jakies przeprowadzki moją Syreną 105L i inne niezliczone wręcz epizody.
Potem kiedy nasze drogi się rozeszły, zawsze przy okazji mojego pobytu w Bydgoszczy spotykaliśmy się, Sebastian poił mnie za mocną kawą i opowiadał godzinami o swoich projektach. Słuchałem z zazdrością. Od pewnego czasu sprawy nabrały już takiego rozpędu, że mogłem śledzić akcje Seby przez internet w lokalnych mediach.
W ubiegłym roku, trochę dla żartu założyłem artykuł biograficzny na wikipedii dla Sebastiana, a potem udało mi się namówić go do pisania tego bloga. Kiedy napisał pierwszą notke, zbliżały sie jego 37 urodziny - podarowałem mu domene internetową 1346.bydgoszcz.pl. Blog szybko go wciągnął i sprawa nabierała przyspieszenia. W pierwotnym zamyśle, miał to być nie tyle blog osobisty, co grupowy, platforma dla ludzi którzy dzielą podobną pasje. 4 lutego wszystko jednak się skończyło.
Sebastiana znałem od zawsze i miałem okazję "kibicować" praktycznie wszystkim jego projektom. Traf chciał, że wziałem udział w ostatnim. Biografia w wikipedi stała sie niestety nekrologiem i zalążkiem artykułów prasowych informujących o śmierci Sebastiana, a blog jego testamentem.
Pomimo początkowej idei co do 1346, blog zostaje więc dziś zamknięty i będzie zakonserwowany w obecnej postaci. Miejsce na podobny blog, podobnie jak potrzeba kontynuacji innych projektów Sebastiana, oczywiście jest, ale w tym przypadku lepiej będzie jeśli teksty napisane tutaj przez Sebastiana zostaną nietknięte takie jakie są.
poniedziałek, 11 lutego 2008
To już jest koniec...
Autor: Michał Świtała o 13:51 1 komentarze
poniedziałek, 4 lutego 2008
Żegnaj Seba!
Sebastian odszedł nagle dzis w nocy. Ojciec, mąż, pedagog, społecznik, historyk, kustosz... mój najlepszy przyjaciel.
Najszczersze wyrazy wspólczucia dla najbliższych.
Autor: Michał Świtała o 13:08 46 komentarze
wtorek, 29 stycznia 2008
Twarda mowa albo spłowiała pamięć
Od paru dni daje się zauważyć na łamach prasy, iż wraca po raz kolejny, temat dyslokacji Pomnika Walki i Męczeństwa.
Motto:
"To idealna propozycja. Dzięki temu na Starym Rynku zapanuje ład, pojawi się więcej przestrzeni"
Bogdan Dzakanowski
Za rok będziemy obchodzić 70 rocznicę niemieckiego najazdu na Polskę. Jak uhonorujemy pomordowanych na Starym Rynku? Czy kulminacją naszych stężonych uczuć patriotycznych będzie pomnik wstydliwie zepchnięty na ubocze? A może lepsza byłaby konstrukcja wedle patentu Michała Drzymały? Pomnik na rolkach pojawiałby się na rynku na czas patriotycznych capstrzyków, a potem spokojnie na wiele miesięcy powracałby do garażu koło fary.
Ilekroć byśmy nie dotykali tematu bydgoskiego rynku, tak długo jak będziemy retuszować historię wedle doraźnych celów i efekciarskich gustów, będzie zgrzytać !
Tylko podporządkowanie wizji rynku ponadczasowym normom aksjologicznym i estetycznym, jest warunkiem jego urbanistycznej i historycznej harmonii. Poza tym tylko wtedy zachowa on swoją symboliczną głębię, godną uwagi następnych pokoleń.
Nie ma żadnego poważnego powodu, aby dojrzali, świadomi ludzie, akceptowali demontowanie pamięci historycznej, które dokonuje się na naszych oczach. Czymże innym jest bowiem wciąż odbijający się czkawką "problem pomnika"? Tęgie głowy dumają nad tym jak połączyć zachowanie pamięci o pierwszej miejskiej egzekucji z czymś co sprawi, że rynek będzie fotogeniczny i wielkomiejski. Dziś - niespełna 69 lat po tej tragedii już relatywizuje się to wydarzenie.
Talent Mrożka przyćmiewa (cytowany we wstępie) dotychczasowy najgorliwszy obrońca pomnika Walki i Męczeństwa, który niedawno jeszcze groził: "zostało zgromadzonych ok. 10 tys. protestów mieszkańców przeciwko jakiemukolwiek przemieszczeniu pomnika i szańca", a dziś gładko stwierdza: "Za tą rzeźbą miało być zbudowane muzeum martyrologii, które stworzyłoby z nim jednolitą całość. Obiekt nigdy jednak nie powstał i pomnik nijak tutaj nie pasuje" Czytając jego słowa, ze zdrową zazdrością i szacunkiem myślę o pełnym pietyzmu stosunku do własnej przeszłości, jaki reprezentują nasi Starsi Bracia w Wierze.
Nie chcę fetyszyzować pomnika. Trafił na Stary Rynek dopiero 30 lat po wybuchu wojny, jako erzatz, niepoprawnej politycznie, zbyt "kościelnej", zachodniej pierzei. Znalazł się w mieście przypadkowo. Był przeznaczony dla bohaterów warszawskiego getta. U nas miała stanąć "Nike" Wacława Kowalika. Marzec 1968 roku sprawił, że tematyka żydowska znalazła się niełasce Gomułki. Dzięki operatywności profesora Masiaka gotowe - lecz bezużyteczne już w Warszawie dzieło, aby "się nie zmarnowało", wylądowało w Bydgoszczy. Zwycięski projekt Kowalika nie wyszedł poza ramki znaczka pocztowego. Znalazł się na nim staraniem Poczty Polskiej, która jako rozbudowana instytucja, podlegając znacznej bezwładności, nie nadążyła za zmienną myślą ówczesnych decydentów.
Wnioski:
Tylko rekonstrukcja zachodniej pierzei Starego Rynku gwarantuje trwałe przywrócenie harmonii miejscu tak silnie naznaczonym przez historię.
Ściana kamienicy dawnego Muzeum Miejskiego, ozdobiona tablicą ku czci pomordowanych i "Stygmatem ręki kapłana" - nowoczesną w formie, filigranową realizacją rzeźbiarską - oto depozyt dla następnych pokoleń bydgoszczan, godny pamięci Tych, których krew wsiąkła w bruk rynku w 1939 roku.
Dopiero wtedy nadejdzie czas, aby przenieść pomnik w odpowiednie miejsce, na przykład do Doliny Śmierci w Fordonie.
Każdy jednak musi zdecydować sam. Twarda mowa albo spłowiała pamięć.
Autor: Sebastian Malinowski o 22:05 4 komentarze
poniedziałek, 28 stycznia 2008
1346 na youtube !
W miniony weekend Michał umieścił na youtube film Aleksandra Czepka i prezentację Sławomira Stawskiego. Pierwszy materiał ("Symulacja")to przestrzenna wizualizacja bydgoskiego Starego Rynku wzbogaconego o brakującą od 1940 roku najważniejszą ścianę zabudowy.
Prezentacja S.Stawskiego ("Zachodnia Pierzeja")to retrospektywna podróż w czasie, gdy w panoramę miasta wpisane były wieże pojezuickiego kościoła.
Oba filmy powstały z inspiracji i na zamówienie Społecznego Komitetu Rekonstrukcji Zachodniej Pierzei Starego Rynku w Bydgoszczy im. Andrzeja Szwalbe.
Skorzystajmy z okazji, aby wyrobić sobie własny pogląd na temat urody bydgoskiej starówki kiedyś i dziś.
Wkrótce zaprezentujemy film o zamieszkałym we Wrocławiu, Włodzimierzu Kałdowskim - nazywanym nieprzypadkowo Fotografem Bydgoszczy, twórcy największego archiwum fotograficznego miasta z okresu 1938 - 1946.
Autor: Sebastian Malinowski o 09:47 4 komentarze
sobota, 26 stycznia 2008
"Nieznanemu artyście" - Kostas Bogdanas
Wczoraj z grupą moich uczniów z klasy 2b III LO, wyrwałem się z na chwilę z neurotycznego pędu codziennego życia, aby podumać nad starym jak świat problemem niewykorzystanych talentów i niespełnionych możliwości twórczych.
Okazją do tego było odsłonięcie w sąsiedztwie Galerii Miejskej BWA, oszczędnej w formie, intrygującej kamiennej płyty z wykutą, wpisaną w okrąg dedykacją: „Nieznanemu artyście”. Tablica nie zawiera żadnego znaku świadczącego o jej autorze. Podczas skromnej uroczystości „odsłonięcia” tablicy – jej twórca - Kostas Bogdanas, znany w Europie i na świecie artysta młodego pokolenia, profesor Akademii Sztuk Pięknych w Wilnie, piękną polszczyzną wyjawił jej filozoficzne przesłanie. Tablica „Nieznanemu artyście” - to nie tylko hołd anonimowym twórcom w przeszłości i obecnie, lecz także impuls do refleksji nad sztuką, która nigdy nie powstała - „zakopanymi talentami” ludzkości – powiedział.
Warto zwrócić uwagę, że kamienna realizacja „Nieznanemu artyście” to jedyny w Polsce i drugi na świecie przykład podjęcia tego tematu. Pierwsze takie dzieło, znajduje się w Wilnie, gdzie wykonał je i ulokował także Kostas Bogdanas (na zdjęciu obok)
Dyrektor Galerii Miejskiej BWA Wacław Kuczma przypomniał, że tablica „Nieznanemu artyście” to już dziewiąta inicjatywa w ramach programu „Sztuka w mieście”, prowadzonego przez jego placówkę.
Szef BWA zapowiedział, że w tym roku czekają nas jeszcze dwa artystyczne przedsięwzięcia z tego cyklu.W lipcu odbędzie się wystawa współczesnej sztuki litewskiej, silnie nasycona malarstwem, video-artem i performancem. Kolejnym zamierzeniem Galerii Miejskiej BWA będzie wspólny projekt polsko-litewsko-estoński.
Odsłonięcie tablicy nastąpiło w piątek o godz. 13.00. Gdyby nie przybycie członków Bractwa Inflanckiego w osobach Stefana Pastuszewskiego, Pawła Gąsiorowskiego,Tadeusza Borysewicza, Andrzeja Boguckiego, Adama Gajewskiego oraz piszącego te słowa, na spotkaniu z Kostasem Bogdanasem nie byłoby nikogo poza czwórką uczniów III LO, fotoreporterem, dyrektorem Wacławem Kuczmą i jego najbliższymi współpracownikami. Szkoda.
(więcej zdjęć w galerii foto)
Autor: Sebastian Malinowski o 11:46 6 komentarze
środa, 23 stycznia 2008
Mój kompas
Przyznaję, że słowo „blog” długo budziło moją niechęć. Rozum intensywnie podpowiadał mi skojarzenie: „grafomania”, „patologiczny egotyzm”, „adoracja własnego ego”, „kompensata niskiej samooceny”. Oczywiście doceniałem blogi z najwyższej półki. Publicystykę i felietony z salonu24, czytałem z zainteresowaniem, nawet, jeśli w szczegółach moje poglądy odbiegały daleko od przekonań autorów.
Co wpłynęło na zmianę mojego nastawienia do blogowych popisów? Moda? Próżna sława? Misja? Nie. Nie zdołała mnie uwieść żadna z tych pokus . Po prostu możliwości jakie oferuje współczesna technologia skłoniła mnie do próby stworzenia przestrzeni spotkań ludzi o podobnych zainteresowaniach. Do nich adresuję moje myśli ubrane w elektroniczne impulsy, z radością witając nadchodzące „z drugiej strony” komentarze. Ot i wszystko.
Niedawno, prawie równo miesiąc po opublikowaniu przeze mnie pierwszego posta, na łamach Expressu Bydgoskiego pojawił się, artykuł poświęcony niniejszemu blogowi, pióra Jarosława Jakubowskiego - redaktora, poety i …Ulicznego Sprzedawcy Owoców - twórcy bloga o tej nazwie. W jakimś sensie to résumé mojej dotychczasowej internetowej aktywności.
Dokąd mnie zawiodą blogowe wertepy? Wspólnie się przekonamy. Mój kompas niezmiennie wskazuje mi kierunek dla 1346.bydgoszcz.pl.
Jest nim moje miasto i życie jego mieszkańców w przeszłości i obecnie.
Autor: Sebastian Malinowski o 23:59 0 komentarze
poniedziałek, 21 stycznia 2008
Nie ma Kujaw bez Żuław !
- Jak to zwykł wołać Oskar Kolberg, przestrzegając nieuków.
Mówiąc o "żuławach" miał na myśli Kujawy nadwiślańskie, od ujścia Tążyny do ujścia Wdy.
Miarą kryzysu tożsamości bydgoszczan jest fakt, iż wielu z nas w ogóle nie uświadamia sobie tego, że Bydgoszcz od XI wieku jest wrośnięta w przestrzeń historycznych Kujaw.
W efekcie nie dziwi, że w odbiorze ogólnopolskim miasto nie ma wyrazistego zakorzenienia regionalnego.
W Inowrocławiu i we Włocławku nie jest postrzegane jako kujawskie, a w Trójmieście wcale nie uznawane za pomorskie. Z rzadka za to pojawia się koncepcja, iż Bydgoszcz leży w Wielkopolsce, choć z punktu widzenia dziejów miasta w latach 1815 – 1938 taki pogląd jest mniej niedorzeczny niż pomeranizacja („spomorszczenie”) miasta.
Proces zatraty kujawskiej tożsamości miasta rozpoczął sie z chwilą włączenia go do monarchii pruskiej w 1772 roku. Ceną za intensywny rozwój gospodarczy, komunikacyjny administracyjny i demograficzny, była germanizacja i zatarcie wielowiekowych tradycji.
Po odzyskaniu niepodległości w 1920 roku w Bydgoszczy, nikt nie upomniał się o historyczną markę miasta. Miejsce Niemców, którzy w większości wyjechali z miasta zajęli polscy „ludzie nowi”, którzy z braku wiedzy lub woli nie sięgali do przedrozbiorowych kujawskich korzeni Bydgoszczy.
Topornie lansowana pomorskość miasta rozpoczęła się od 1 kwietnia 1938 roku, gdy decyzją władz centralnych utworzono województwo pomorskie, obejmujące teren od Helu po okolice Włocławka - z siedzibą w Toruniu.
Po 1945 r. Bydgoszcz po raz trzeci była sceną potężnej migracji „ludzi nowych”. I wtedy zabrakło głosu lokalnych elit, które wyperswadowałyby władzom ahistoryczną koncepcję pomorskości Bydgoszczy, od 1945 r. stolicy województwa o tej nazwie.
Zagłuszanie przedrozbiorowej przynależności Bydgoszczy do Kujaw, nieliczne, ale dotkliwe zniszczenia wojenne i powojenne oraz "wędrówki ludów", sprawiły, że do dziś w opinii ludzi stąd i z zewnątrz Bydgoszcz jawi się jako miasto bez wyrazistej, osadzonej historycznie, identyfikacji.
A przecież chaos pojęciowy powinien już dawno zastąpić czytelny przekaz uczonego Kolberga: "Nie ma Kujaw bez Żuław"!
Autor: Sebastian Malinowski o 23:58 8 komentarze