piątek, 11 stycznia 2008

Chichot Wernera K.

Gratulacje! Robimy wszystko, aby jako bydgoszczanie ustanowić rekord Guinessa w dziedzinie bezpłodnego debatowania. Jak dobrze pójdzie, zdobędziemy również Grand Prix w konkurencji wytrzymałościowej „Nabieranie wody w usta”. Mamy też szansę sięgnąć po tytuł „Bydgoszcz – gród kochających swe miasto inaczej”. To nie jest złośliwość, lecz prawda, która podobno zawsze boli.

Nie można dojść do innego wniosku zorientowawszy się, że w tym roku mijają 62 lata, od chwili gdy nasi dziadowie postawili pytanie: „warto li odbudować zachodnią ścianę zabudowy Starego Rynku, czy nie warto???”

Dylemat co zrobić ze zniszczonymi przez Niemców w 1940 roku obiektami: XVII – wiecznym kościołem i kamienicami, usytuowanymi wzdłuż zachodniej krawędzi rynku, jak klątwa prześladuje już trzecie pokolenie bydgoszczan.

Problem wyraźnie nas przerósł. Okazał się komplikacją, której rozwikłać nie potrafimy. Dlatego na wszelki wypadek wolimy zagadnienia tego „nie ruszać”.

Najlepiej byłoby zapomnieć. Albo tak ocenzurować wspomnienia, pocztówki i fotografie, ukazujące zniszczoną przez najeźdzców architekturę, aby przyjęła ona postać zabobonu, w najlepszym wypadku wątpliwej legendy lub niejasnego mitu.

Śmieje się Werner Kampe. Śmiech trwający szóstą dekadę, to już tortura dla śmiejącego. Ale jest uzasadniony. Któż bowiem, mógłby się spodziewać, że wykonany z jego woli wyrok przez ponad pół wieku w Bydgoszczy będzie nadal u wielu budził akceptację i cichy podziw.

Smutne, że nawet aktualny prezydent miasta nie daje dobrego przykładu. Kluczy, zmienia zdanie. Nie stwarza okazji, aby być posądzonym o to, że rozumie wagę historycznej architektury dla kształtowania wrażliwości i dumy mieszkańców ze swego miasta.

I chociaż do kamer telewizyjnych półtora roku temu mówił: „Potrzebne jest nam serce Bydgoszczy, które kiedyś biło, a z powodu wojny bić przestało” (relacja TVB,”Urodziny Miasta” czerwiec 2006.) dziś twierdzi już, że „rekonstrukcja obiektów architektonicznych, takie odtwarzanie widokówek z XIX i XX wieku w XXI stuleciu jest pomysłem nie trafionym” („Promocje Kujawsko-Pomorskie, nr 7-12, 2007 r.)

O tym, że istnieje „milcząca wiekszość”, której głos nie może być lekceważony, przypomniała nam wczoraj w „Albumie Bydgoskim” Gazety Pomorskiej, redaktor Hanka Sowińska. W okazale ilustrowanym artykule, ustami swego rozmówcy – Stefana Horbulewicza, członka Społecznego Komitetu Rekonstrukcji Zachodniej Pierzei Starego Rynku w Bydgoszczy, przypomniała czytelnikom racje zwolenników przywrócenia rynkowi kształtu sprzed zniszczeń wojennych.

Być może mentalne grzęzawisko wokół nie istniejącej ściany zabudowy rynku jest papierkiem lakmusowym demaskującym chroniczną słabość bydgoskich „elit”. Tu bowiem trzeba wznieść się ponad parweniuszowską doraźność, upomnieć się o to co niewidoczne, zrozumieć potęgę czegoś co się nazywa „ikonosferą” i jej niebagatelną rolą dla harmonijnego rozwoju człowieka…

Historia i tak wyda werdykt, komu przypadnie spledor, kto zaś okryje się infamią. O to możemy być spokojni. Szkoda tylko, że eksperymentujemy na 662 letnim organiźmie.